37 Dragomira Płońska i Adam Smoliński. Odezwa w sprawie przygotowania podręcznika dziejów Pra-Słowian i Pra-Słowiańszczyzny, Słowian i Słowiańszczyzny, jako jednoczesne wezwanie, zaproszenie i kolejny bodziec do współdziałania i współtworzenia

https://pbs.twimg.com/media/CMPYTeIWcAAPGir.jpg

*****

Dnia 25.03.2017 otrzymałem taką wiadomość:

„Nie wiem czy wiesz ale pisze książkę. Już jestem blisko końca. Chciałabym, aby w internecie dyskutowano o niej i o turbosłowiańskich książkach w ogóle. Dlatego mam prośbę abyś opublikował to co jest w załącznikach. W pierwszym jest apel Adama, napisany specjalnie pod nasze blogi, na blogu Białczyńskiego już o tym było http://bialczynski.pl/2017/03/ Niestety, przekazał inicjatywę rudaweb http://rudaweb.pl/index.php/ a tam dyskusja zboczyła na inne tory. Jeżeli ci nie odpowiada publikowanie tego, to na tym mi aż tak nie zależy. Na opublikowaniu tego co jest w drugim załączniku zależy mi o wiele bardziej. Jeżeli puścisz to bez wcześniejszej publikacji tego co Adam napisał, to chyba będziesz musiał skrobnąć chociaż zdanie, o co chodzi z ta moją książką. Oczywiście, możesz skasować to: „Bardzo proszę o nie wpisywanie się pod tym z wątkami nie na temat.” Zdanie, było pisane pod bloga Białczyńskiego, po tym co się tam działo. Apel Adama możesz opublikować nawet od razu. Jeśli zaś chodzi o fragmenty mojej książki to prosiłabym o nie publikowanie tego przed poniedziałkiem, bo wtedy opublikuje Białczyński. Oczywiście nie musisz się z tym spieszyć, jeśli ci teraz nie pasuje, jak odłożysz na kilka dni to nic się nie stanie. Jeśli w ogóle nie opublikujesz to tez się nie obrażę na wieki. 🙂

Pozdrawiam

Dragomira

…..

W pierwszym odruchu miałem napisać w tytule tego wpisu, coś jak „apel”, itp,.. ale następna myśl, jaka przyszła mi do głowy była jak sążnisty policzek wymierzony samemu sobie. To co pomyślałem „brzmiało” coś jakby:

„Ty parszywie leniwy, bezmózgi, pół-słowiański śmierdzący gnojku, jak śmiesz!!!”… i w następnej sekundzie moje palce śmigały już w klawiaturze zwrot „apel wyrazy bliskoznaczne”…

http://synonim.net/wyrazy-bliskoznaczne-do-s%C5%82owa-apel

Tyle propagandy,.. bo tak naprawdę to wklepałem coś innego,.. bo wiem, że jeśli użyje się magicznego zaklęcia „cokolwiek synonimy”,… to niestety otrzyma się więcej wyników wyszukiwania, patrz:

http://synonim.net/synonim/apel

list otwarty, obwieszczenie, odezwa, ogłoszenie, orędzie, oświadczenie, oznajmienie, przesłanie, stwierdzenie, twierdzenie, wiadomość, wypowiedź, zawiadomienie, narada, nasiadówka, obrady, posiedzenie, sejmik, spęd, spotkanie, zbiórka, zebranie, zgromadzenie, zjazd, zlot, odwołanie się, orędzie o coś, prośba, uchwała, wezwanie, wołanie, list zbiorowy, wniosek, zew, pismo, podanie, posłanie, nakaz, pozew, pozwanie, zaproszenie, zawołanie, przywołanie, błaganie, życzenie, orzeczenie, powiedzenie, przemówienie, uroczyste ogłoszenie, uroczyste oznajmienie, wygłoszenie, wypowiedzenie, wyraz, roszczenie, warunek, wskazanie, zalecenie, odwołanie, podanko, powództwo, skarga, odprawa, bodziec, bodziec do działania, napęd, odruch, pęd, potrzeba, sygnał, zamiłowanie, zapał, proszenie, żebranie, odczytanie nazwisk…

Po co to wszystko napisałem? Ano po to, że uważam, że napisanie tego podręcznika dodatkowo z UŻYCIEM PRA-SŁOWIAŃSKICH I SŁOWIAŃSKICH SŁÓW BĘDZIE WIELOKROTNIE LEPSZE I WYWRZE ZNACZĄCO WIĘKSZY WPŁYW NA NASZĄ RZECZYWISTOŚĆ… niż kiedy powstanie on jako kolejny ćwierć-polski, ćwierć-łaciński, ćwierć-angielski i ćwierć-niemiecki biuletyn, deklaracja, enucjacja, exposé, informacja, komunikat, manifest, memoriał, nota, notyfikacja, proklamacja, rezolucja, uniwersał, konferencja, kongres, konwencja, konwentykiel, manicha, mityng, pikieta, plenum, sesja, tete-a-tete, enuncjacja, petycja, apelacja, edykt, ekspresja, zadeklamowanie, dezyderat, dyrektywa, postulat, propozycja, apel poranny, suplika, entuzjazm, impuls, inicjatywa, szwung, itp…

Robię to co robię, żeby KAŻDĄ SŁOWIANKĘ I KAŻDEGO SŁOWIANINA POCHWYCIŁ W SWE SZPONY NIESMAK, a nie zasrany absmak, do NIE-SŁOWIAŃSKICH WYRAZÓW I ZWROTÓW!!!

Wyrażałem się o tym wielokrotnie, np. tu, czy tu,.. itd i będę to jak pijany zapomnianymi drganiami matczynych i ojcowskich słów, w kółko, ciągle, raz po raz, nieustanie do skutku każdej Słowiance i każdemu Słowianinowi powtarzał i przemocą jak trzeba wbijał do naszych jeszcze pół-słowiańskich rozumów…

SŁOWIANKI I SŁOWIANIE MYŚLĄ, MÓWIĄ I PISZĄ W ŚWIĘTYM PRASTARYM JĘZYKU PRZODKÓW, A NIE W JĘZYKU NASZYCH TYCH CZY TAMTYCH NAJEŹDŹCÓW I WROGÓW!!!

SŁAWA NASZYM SŁOWIAŃSKIM PRZODKOM, NASZEMU PRADAWNEMU PRA-SŁOWIAŃSKIEMU DZIEDZICTWU I JĘZYKOWI!!! 🙂

…..

Adam Smoliński. Odezwa w sprawie przygotowania podręcznika dziejów Pra-Słowian i Pra-Słowiańszczyzny, Słowian i Słowiańszczyzny

Czytając tylko prace R. Steinachera – „Die Geschichte der Antike aktuell: Methoden, Ergebnisse und Rezeption” (Aktualna historia starożytna: Metody, wyniki i recenzje) oraz Alissy Mittnik – „The Genetic History of Northern Europe” (Genetyczna historia Północnej Europy) dochodzi się do wniosku, że naukowcy zachodni poszli daleko do przodu w odkrywaniu dziejów ludów Północy, a zwłaszcza Słowian.

Jednocześnie zauważa się, że nasi rodzimi naukowcy, zwłaszcza historycy zatrzymali się na podstawach historii XIX w. Mało tego, polscy historycy otoczyli się murem wyparcia i wręcz ignorują nowe wiadomości o odkryciach z Zachodu.

Trudno zrozumieć postawę polskich historyków. Nie są to już wpływy polityki niemieckiej, bo same prace naukowców niemieckich zaprzeczają takiej tezie. Prace te wyraźnie wskazują na odwieczne zasiedlenie Europy przez Słowian. Jednocześnie zaprzeczają one teoriom allochtonistów o Słowianach z VI w., z nad prypeckich bagien.

Zatem, czy jest to już tylko obawa, że dotychczasowe, historyczne prace doktorskie i habilitacje profesorskie są bezwartościowe? Zaś ich jedynym miejscem spoczynku jest śmietnik?

Motywacja historyków jest bardzo silna i zrobią wszystko, aby nie dopuścić do swojego wykluczenia. Widać to nawet po różnicach między polskojęzycznymi publikacjami historycznymi w wikipedii, a publikacjami historycznymi w wikipediach o innych językach. Obcojęzyczne publikacje historyczne na temat Słowian są drastycznie odmienne. Przede wszystkim, w większości przypadków, nadążają one za nowymi odkryciami pokrewnych dyscyplin naukowych: genetyki populacyjnej, antropologii oraz zachodniej archeologii.

Z tej pozycji dochodzi się do wniosku, że polskojęzyczna wikipedia historyczna pełni rolę dezinformacji Polaków, a wręcz destrukcji w umysłach młodego pokolenia.

Program szkolny dotyczący historii Słowian nie różni się od funkcji polskojęzycznej wikipedii. Już w szkole podstawowej oraz gimnazjum naucza się historii na podstawach XIX wiecznej nauki. Nie dość, że program nauki historii jest mocno ograniczony, to ciągle pokutują w nim teorie allochtonistów i goebbelsowskiej propagandy.
Dzieje Słowian są z pełną premedytacją ukrywane, a nawet nadal wymazywane lub zakłamywane.

Czemuż tu się zresztą dziwić, jeżeli sami nauczyciele nic właściwie nie wiedzą o starożytnych dziejach Słowian, a zapytani przez dociekliwych uczniów stają bezradni. Właściwie interesuje ich jedynie realizacja programu szkolnego, który niewiele mówi o Słowianach. Nie mają  źródeł i czasu na dokształcanie się w tym temacie, nawet posiadając takie potrzeby własne.

Mało tego, opór historyków polskich oraz ludzi o poglądach allochonicznych jest tak wielki, że każde odmienne poglądy na temat historii Słowian są natychmiast wyszydzane przez nich.

Podejmowane są różne akcje dyskredytujące krzewicieli wiedzy o Słowianach.

Nie jest to jedyne źródło oporu przed nowym kształtem historii Słowian. Kościół katolicki odgrywa tu też swoją destrukcyjną i wyszydzającą rolę. Wyraźnie widać, że kk jest wysoce przeciwny edukacji Polaków o starożytnych dziejach Słowian.

Dlaczego? Ponieważ szybko okaże się, że chrześcijaństwo i kk nie stworzyli w tzw. 966 r. Narodu Polskiego, zaś chrześcijaństwo i jego kościoły nigdy nie były przyjazne Słowianom, a wręcz wrogie. Chrześcijaństwo, zaś wprowadzono nie za powszechną zgodą, lecz na mieczach, stosach i morzu przelanej, niewinnej krwi Słowian.

Z różnych przyczyn i interesów, środowiskom prawicowym oraz lewicowym nie jest na rękę wiedza o Słowianach.
Doszło do tego, że wiadomości o nowych odkryciach naukowych propagowane są głównie przez pasjonatów, historyków amatorów. To właśnie ci pasjonaci krzewią wśród młodzieży nowe wiadomości o dziejach Słowian. Odczyty w instytucjach publicznych oraz wykłady na zajęciach poza lekcyjnych skupiają coraz więcej zainteresowanej młodzieży. Jest to głównie już młodzież gimnazjalna i licealna. Chłoną nową wiedzę jak gąbka i zaczynają zadawać bardzo szczegółowe pytania. Wykładający musi już być bardzo dokładnie przygotowany, bo zdawkowe odpowiedzi nie zadowalają słuchaczy. Padają pytania: gdzie swoją wiedzę można poszerzyć, jakie książki na ten temat można przeczytać?

Jeszcze istnieje spora grupa młodzieży otumanionej programem szkolnym i naukami kościoła. Czasami są to bariery nie do przebycia. Pod wpływem nabytej wcześniej wiedzy następuje wyparcie i próba zaprzeczenia nowej wiedzy. Jednak ilość młodzieży łaknącej tej nowej wiedzy, cały czas rośnie. Widać już, że istnieje szeroka potrzeba wielu publikacji o prawdziwych dziejach i pochodzeniu Słowian.

Poglądy zawodowych historyków, działających za publiczne pieniądze, jeszcze długo nie zmienią się. Oni wciąż będą bronić swojego bastionu starej bezużytecznej wiedzy, a zwłaszcza swoich kryształowych wież. Długo będziemy czekać na profesjonalne podręczniki historii zawierające prawdziwe dzieje Słowian, zgodne z nowymi odkryciami interdyscyplinarnych nauk.

A potrzeba nagli. Może się okazać, że w niedługim czasie zmieni się koniunktura dla wiedzy o Słowianach. Nastąpi możliwość organizowania szkół o profilu słowiańskim oraz odpowiednim programie nauczania. Wtedy nastąpi natychmiastowa potrzeba stworzenia odpowiednich podręczników, których niestety nie będzie. Znowu będziemy tracić czas na napisanie nowych podręczników oraz wydanie ich.

Problem ten jest szeroko dyskutowany w środowisku słowiańskim, a tym bardziej na internetowych blogach o tematyce słowiańskiej.

Temat potrzeby pisania nowych podręczników szkolnych o szerokim wachlarzu wiedzy historycznej, archeologicznej, językoznawczej i genetycznej, wielokrotnie podejmowały blogi: Czesława Białczyńskiego, Tomasussa, Skryby, Dragomiry i inne.

Jednak sama dyskusja nie wystarczy. Potrzebne jest wytężone działanie. Ciągle mamy jeszcze czas na przygotowania.
Jedyną radą na ten stan rzeczy jest pisanie samemu nowych podręczników do historii Słowian, bez oglądania się na profesjonalnych historyków.

Posiadamy już potężną wiedzę o dziejach Słowian. Na pewno będą przychodzić jeszcze nowsze odkrycia, które uzupełnią wiedzę podręczników. Program nauczania w tej kwestii powinien być bardzo elastyczny i nastawiony na nowe wiadomości.

Każdy, z nas, kto czuje się na siłach, posiada lekkie pióro oraz odpowiedni zasób wiadomości historycznych, powinien zmierzyć się z tym tematem i pokusić o napisanie takiego podręcznika dziejów Słowian. Powinien to być podręcznik napisany prostym i zrozumiałym językiem. Ma trafić przede wszystkim do młodzieży, zatem nie należy się silić na zbytnią naukowość.

Nie należy tu się obawiać krytyki ze strony profesjonalistów, a tym bardziej przygodnych hejterów. Ci zawsze będą marudzić, sami nic nie robiąc. Teksty i wiadomości możemy zawsze przedyskutować i poprawić. W ten sposób zyskamy czas na sukcesywny wydruk. Dzięki temu pojawi nam się nowy program szkolny.

Wiem, że Dragomira pisze właśnie taki podręcznik o dziejach Słowian. Zbliża się nawet ku jego końcowi.
Główna część tej książki to chronologicznie opowiedziana historia – od małpy, która zeszła z drzewa do półwyspu Sund – dziejów człowieka. Od Sundu do początków wprowadzania chrześcijaństwa w Europie – dziejów Słowian. Historia ta wynika przede wszystkim z wiedzy o genetyce (zaczyna od hg A i Kamerunu), archeologii, kronik i innych zapisków starożytnych, faktów historycznych, w mniejszym stopniu wynika też z innych dziedzin nauki, mianowicie, lingwistyki, geologii, klimatologii, zoologii (np. z zoologicznego punktu widzenia udomowienie kozy w Mezopotamii nie było fizycznie możliwe, bo nigdy nie żyli tam jej dzicy protoplaści, było to możliwe tylko i wyłącznie w Alpach, na Kaukazie i w Tybecie). Umiejscawianie początków rolnictwa na rzekomo Żyznym Półksiężycu też jest niedorzeczne z rolniczego punktu widzenia. Tu kłania się gleboznawstwo.

Po za tym niewielkie dodatki o wierze, ustroju i obyczajach, tak, aby uzmysłowić czytelnikom, co było fundamentem i motorem sukcesów Słowian. Oczywiście w trakcie opowiadania dziejów stara się też opisać, na ile współczesna wiedza pozwala, jak ci ludzie byli ubrani, co jedli, jak mieszkali, jakie były codzienne realia ich życia, jak wyglądał otaczający ich świat.

To, że Dragomira już pisze książkę o dziejach Słowian, która ma się stać formą podręcznika szkolnego, wcale nie oznacza, aby nie podejmować pisania innych wersji takich podręczników.

Każdy punkt widzenia się przyda, a czytelnicy rozsądzą, który jest lepszy.

Aby propagować tą wiedze potrzebnych jest wiele książek, różnych autorów, napisanych w różny sposób, od podręczników po beletrystykę. Zaczęliśmy od blogów, teraz przyszedł czas na książki i szkoły, potem będą kolejne kroki.

Zatem, do dzieła siostry i bracia Słowianie, kto się czuje na siłach!

A kiedy przyjdzie czas, będziemy gotowi do działania.

Adam Smoliński

…..

Dragomira. Wyjaśnienie i zaproszenie, jako kolejny bodziec do współdziałania i współtworzenia

Poniżej trzy fragmenty mojej książki. Pierwszy to wstęp, drugi opowiada o czterech warstwach duchowości człowieka, trzeci przedstawia organizację społeczną. Większa część książki to chronologicznie opowiedziana historia Słowian aż do wprowadzania chrześcijaństwa i feudalizmu na nasze tereny. Początek, od małpy, która zeszła z drzewa, do półwyspu Sund, opisuje dzieje całej ludzkości. Przedstawione w niej fakty oraz wnioski wynikają przede wszystkim z wiedzy o genetyce (zaczynam od hg A i Kamerunu), archeologii, kronik i innych zapisków starożytnych. W mniejszym stopniu z innych dziedzin nauki. Oczywiście w trakcie opowiadania dziejów staram się opisać, na ile współczesna wiedza pozwala, jak ci ludzie byli ubrani, co jedli, jak mieszkali, jakie były codzienne realia ich życia, jak wyglądał otaczający ich świat. Znajdą się w niej też niewielkie dodatki o wierze, ustroju i obyczajach, tak, aby uzmysłowić czytelnikom, co było fundamentem i motorem sukcesów Słowian. Właśnie z tych działów pochodzą dwa z opublikowanych tu fragmentów. Wybrałam je, dlatego iż historia, genetyka, lingwistyka, archeologia są ciągle wałkowane na naszych blogach, natomiast tematyka ezoteryki, a tym bardziej ustroju, pojawia się dość niszowo. Mam nadzieję, że sprowokuje to dyskusje na te tematy. Bardzo proszę o nie wpisywanie się pod tym z wątkami nie na temat.

Dragomira Płońska

***

W recenzji jakiejś książki, przeczytałam coś, co spodobało mi się tak bardzo, że to zapamiętałam, i czasem powtarzałam innym. Niejedna osoba powiedziała mi, że to pasuje do Polaków lub Słowian. Brzmiało mniej, więcej tak:

„Jest to opowieść, o ludziach tak odważnych, że poszli w tany z samą śmiercią,
O ludziach tak szalonych, że uwiedli fortunę,
Tak dumnych, że diabłu plunęli w twarz,
Tak hojnych, że za przyjaciół, płacili tylko własną krwią i życiem.”

Rzeczywiście, opowieść o Słowianach, to opowieść o ludziach, tak odważnych, że chętnie idących w tany ze śmiercią, tak szalonych, że wielokrotnie swoją szaleńczą odwagą i hucpą, uwodzili fortunę, dokonywali rzeczy, zdawałoby się niemożliwych, to opowieść o ludziach, od tysięcy lat plujących, różnym mniejszym i większym „diabłom” w twarz, to opowieść o ludziach, którzy za ważne dla nich sprawy, hojnie płacili własną krwią i życiem.

Jednak to tylko cześć prawdy o Słowianach, ponieważ fortunę częściej uwodzili pracowitością, sumiennością, pomysłowością, różnego rodzaju bohaterstwem dnia codziennego, zwykłych, szarych ludzi, niż szaleńczą brawurą na bitewnych polach. Opowieść o nich to opowieść o świecie wynalazków. To opowieść o kulturze kreatywności, płodności i gospodarności. Opowieść o specyficznej, demokratycznej organizacji społecznej, która pozwala masom, równie łatwo się zjednoczyć, jak i rozpaść. To opowieść o cywilizacji ducha, porównywalnej tylko z indiańską. Opowieść o ludziach, których ziemia była świątynią a życie modlitwą. To opowieść, o wzlocie wyjątkowej w dziejach świata grupy etnicznej, jedynej licznie występującej na dwóch kontynentach. O grupie etnicznej, która zajęła najlepsze w Starym Świecie, a może i w ogóle na świecie, tereny do życia. Wyrwała je jeszcze lodowcowi a potem przez tysiące lat umiała obronić. O wzlocie trwającym bardzo długo, przez tysiące lat, który odcisnął niesamowite piętno na dziejach świata, tak, że trudno dziś sobie wyobrazić, jak świat by wyglądał, gdyby kiedyś nie szaleli po nim Słowianie. O ludzie z wyjątkowo bogatą historią, która została im wymazana ze świadomości lub przywłaszczona przez innych. To opowieść o równie bezprzykładnym upadku, upadku bardzo nisko. To opowieść o zwycięzcach, którzy stali się przegranymi. O bogach, co zostali niewolnikami. O bogaczach, klepiących biedę, ponieważ nie wiedzą, że są bogaci. O tym jak mądrzy zgłupieli. O tym jak gospodarni zniszczyli swoją gospodarkę. O tym jak cywilizacja ducha zmieniła się w antycywilizację „róbta, co chceta”.

***

Wiara Słowian jest zarówno monoteistyczna, jak i politeistyczna. Monoteistyczna, ponieważ jest bóg najwyższy, Świętowit, czyli święty stworzyciel, demiurg, który stworzył wszechświat. Politeistyczna, ponieważ Świętowit rozszczepia się na innych bogów, którzy są jego częściami składowymi, emanacjami różnych jego cech i sił przyrody. Przed nim była tylko Nicość, Nica, Nyja, czyli czarna materia i czarna energia. Świętowit był pierwszą formą istnienia, jaka się z niej wyłoniła. To wydarzenie fizyka nazywa wielkim wybuchem, początkiem wszechświata.

Pierwszą formą istnienia, nieistnienia, w ogóle, jest czarna materia, antymateria, nadal stanowi jej większość, gdyż wszechświat składa się przede wszystkim z niej. To, co zmaterializowało się w materii, zawsze najpierw zaistniało w antymaterii, czarnej materii, w nicości, a tylko ułamek antymaterii zmaterializował się. Nicość to bezkresne źródło wszelkiego istnienia. W niej się wszystko rodzi i umiera. To możliwość zaistnienia wszystkiego, co tylko zaistnieć może. Matryca, całość, chaos. Źródło i praprzyczyna wszystkiego. Wszystko, co powstało, powstało z nicości. Każda forma istnienia, powstała z nieistnienia, bo nieistnienie jest możliwością zaistnienia. To jakby negatyw naszej, rzeczywistości, ale to raczej my jesteśmy negatywem jej. Nicość jest inspiracją każdego działania, każdej myśli. Cząstkę nicości nosimy w sobie. Podobnie jak światło Świętowita.

Człowiek składa się z czterech ciał, warstw. Jednym z nich jest dusza, świadomość, światło, jaźń. Tu mieści się nasza prawdziwa natura, głębsze dobro. Stąd pochodzi kreatywność, tu rozpoczyna się każdy nasz kreatywny akt. Stąd pochodzi impuls do każdego twórczego działania. Tu mamy w sobie cząstkę nicości i cząstkę boskiego światła. To światło wygląda jak gwiazda, dlatego bywa nazywana gwiazdą rdzenia.

Dusza, świadomość wytwarza intencję, wolę, to jest następne ciało. Ta warstwa to moc, siły życiowe i intencje. Na tym poziomie określamy swoje intencje, głębokie duchowe cele, zadania życiowe, czyli takie, których wypełnienie jest celem tej naszej inkarnacji. Tej, ponieważ to tu, rozpoczyna się to nasze konkretne wcielenie. Dusza, świadomość, gwiazda rdzenia inkarnuje się wiele razy, natomiast następne, pochodne od niej ciała, są przynależne tylko do tego jednego fizycznego wcielenia. Z ciała mocy wypływa motywacja do wypełniania zadań i celów życiowych, dla których pojawiliśmy się na planie ziemskim. W nim znajduje się magazyn wszelkich naszych intencji. Przez nie odczuwamy pragnienie robienia tego, co powinniśmy w życiu robić. Z niego czerpiemy wolę życia. Ono czerpie energię z duszy oraz z ziemi, jeśli na niej żyje w ciele fizycznym (w tym akurat jest wyraźna różnica pomiędzy płciami, kobiety z racji budowy narządów płciowych wydajniej pobierają energię ziemi). Jest takim naszym generatorem mocy. Mistrzowie sztuk walki, swoje ciosy wyprowadzają aż z tego poziomu, dlatego odnoszą tak spektakularne efekty. Ta warstwa jest też odpowiedzialna za kształty ciała astralnego i fizycznego, to ona utrzymuje ich formę.

Intencja płynąca z ciała mocy tworzy energię, z której zbudowane jest kolejne ciało, ciało astralne. Ciało astralne bywa też określane duchem, aurą, polem aurycznym, polem energetycznym, polem bioenergetycznym. Jest to siedlisko naszej osobowości. Mieszczą się w nim nasze doznania fizyczne, emocje, racjonalny umysł, relacje z innymi, wola. Składa się z siedmiu poziomów, warstw, odpowiadających siedmiu poziomom doświadczenia życiowego. Jest to energia otaczająca i przenikająca nasze ciało fizyczne, które z niej powstało na jej obraz i podobieństwo. W aurze już są widoczne poszczególne narządy, a nawet choroby. Ba, nawet te choroby, które się jeszcze nie pojawiły w ciele fizycznym.

Materia to też energia, tylko o bardzo wolno poruszających się i ciasno upakowanych cząsteczkach. Im wolniej się poruszają, wirują, drgają i im ciaśniej są upakowane, tym materia jest twardsza.1 Właśnie tym jest nasze ciało fizyczne. Materią, czyli energią naszych ciał aurycznych, tylko, że o bardzo ciasno upakowanych i bardzo wolno poruszających się cząsteczkach.

Na Jawi, czyli w ciele fizycznym, żyjemy po to, aby się uczyć, rozwijać, a przede wszystkim, zbierać doświadczenia. Nie tylko dla nas samych, ale i dla Bogów. Bogowie nie posiadają ciał fizycznych, dlatego doświadczenia związane z materią, mogą pozyskiwać tylko przez nas i nasze doświadczenia życiowe.

Gdy umieramy, pozostałe, wyższe ciała odłączają się od ciała fizycznego, a ono ulega rozpadowi, ponieważ nie jest mu dostarczana energia. Bywa, że dusza i ciało mocy oddzielają się od ciała astralnego od razu, bywa, że pozostają połączone jeszcze przez dziesiątki lat. Do póki się nie oddzielą, nie mogą pójść do Nawi, gdyż ciało astralne zawsze pozostaje na Ziemi, na Jawi, tylko w innym wymiarze, w innej rzeczywistości. Zarówno samo ciało astralne, jak i połączone z ciałem mocy i duszą, ale oddzielone już od ciała fizycznego, nazywamy duchem.

Tym właśnie są duchy. W dzisiejszym zateizowanym, pozbawionym wiedzy ezoterycznej (duchowej) świecie, wiele takich form istnienia, jeszcze długo po śmierci swojego ciała fizycznego, nie rozumie, że nie żyje. „Przecież po śmierci miało być nic, a ja dalej istnieję, myślę, czuję”. Jeżeli nawet rozumie, że nie żyje, to nie wie gdzie ma pójść. Dokoła jest ciemno. Tę ciemność rozjaśniamy zapalając im znicze. Każdy ogień byle w ich intencji. Liczy się intencja. Można go nawet im zapalać mentalnie, nie zapalając nic fizycznie, tylko sobie wyobrażając, wizualizując zapalanie komuś ognia i jak wokół niego robi się jasno. Zwykle po umarłe dusze przychodzą przewodnicy, rodzina, dziadowie, lecz nie po wszystkich ktoś wychodzi. Nie po wszystkich komuś chce się wyjść, tak jak w życiu, bo nie wszyscy są tego warci. Zmarli często nie wiedzą, że należy wezwać przewodnika, chcieć żeby się ktoś pojawił, poprosić o to. Tym przewodnikiem najczęściej jest wcześniej zmarła bliska osoba. Ludzie o bardzo wysokiej świadomości i wiedzy duchowej nawet tego nie potrzebują, wiedzą, dokąd powinni się udać. Bywa, że w tzw. podróżach szamańskich, odwiedzają to miejsce świadomie za życia. Nieświadomie odwiedzamy je wszyscy podczas snu. W świecie astralnym przemieszczanie się jest bardzo łatwe, wystarczy o jakimś miejscu pomyśleć i natychmiast przenosimy się do niego, tylko trzeba wiedzieć, gdzie chcę się udać, żeby tam trafić, dlatego tych, co nie wiedzą, ktoś musi tam zaprowadzić.

Duchy przez większość czasu przebywają jakby we śnie, z którego czasem coś je wybudza. Wybudzają je zwłaszcza sprawy, jakie były dla nich ważne za życia, zwłaszcza te, niedokończone. Szczególnie interesuje ich, jak się dalej potoczyły. Potrzebują tej wiedzy. Mogą ją uzyskać od ludzi, którzy coś o tych sprawach wiedzą. Dlatego rzadko interesują ich dzieci. Wchodzą w kontakt z ciałami astralnymi, duchami, żywych ludzi, aby pozyskać cenne dla nich informacje. Wybudzają ich też intensywne myśli o nich, zwłaszcza te nacechowane emocjami, szczególnie, jeśli płyną ze strony osób, z którymi byli bardzo związani emocjonalnie. Sprawami, jakie ich ciekawią są też, oczywiście, dalsze losy ludzi, którzy byli dla nich ważni za życia.

Gdy ciało mocy razem z duszą, oddzielą się od ducha, ciała astralnego, to razem idą do Nawi, na Welę. Tam są sądzone przez Welesa. Oceniane są przede wszystkim ich intencje w czasie życia. Dwa rodzaje dusz, jeśli nie rokują nadziei na poprawę, są unicestwiane. Są to dusze zwyrodnialców, np. seryjnych morderców ze szczególnym okrucieństwem oraz takich ludzi, którzy konsekwentnie odmawiają wszelkiego rozwoju i gromadzenia doświadczeń. Te dwa rodzaje dusz są rozpraszane w Nicy. W Nicości, która podczas osądu stoi za plecami Welesa. Jeśli ciało mocy, intencji oraz dusza, świadomość zostaną zniszczone, duch, ciało astralne, bez czerpanej od nich energii, szybko blednie i znika. Gdy osąd jest pozytywny, dusza przechodzi do Wyraju, siedziby Jasnych Bogów. Po jakimś czasie pobytu tam, przemyślenia dotychczasowego życia, zaplanowania następnego, ponownie wytworzy nową intencję, a ta stanie się mocą sprawczą dla nowej inkarnacji ludzkiej. W jej efekcie powstanie nowy człowiek, dusza powraca do Jawi, aby na nowo iść ścieżką życia i doświadczeń. Natomiast ciało mocy, intencji, zostaje w Nawi, królestwie Welesa.

Nawia to wręcz bajeczny świat. Są tam rozlegle łąki i trawniki. Roślinność jest soczyście zielona. Istnieją w niej olbrzymie świątynie, m.in. sztuk i nauk, gdzie artyści dalej tworzą, a naukowcy dalej badają. Te perłowe, fosforyzujące budowle, mienią się różnymi pastelowymi kolorami. Również i w tej rzeczywistości bardzo szybko można się przemieszczać. Olbrzymie trawniki, korytarze gigantycznych gmaszysk, przebywamy w oka mgnieniu. To tam jest indiańska Kraina Wiecznych Łowów. W tym świecie dalej się rozwijamy, spędzając wieczność na robieniu tego, co nas interesuje. Z tego wymiaru przynosimy na Jawię wszystkie wynalazki. Ciała intencjonalne naukowców, które tam przebywają, pracują nad technologiami, które pojawią się w przyszłości na Ziemi. Wszyscy to miejsce odwiedzamy we śnie. Na ogół nic nie pamiętając później, abyśmy za dużo wiedzy stamtąd nie przenieśli na ten świat.

Za życia, pomimo, że każde z poszczególnych ciał funkcjonuje w innej rzeczywistości, w innym wymiarze, to do póki jesteśmy w stanie czuwania, są w sobie mocno zakotwiczone, tzn. cześć ciała wyższego, znajduje się w niższym.

Najniższe jest fizyczne. Gdy natomiast śpimy, wyższe ciała, niemalże odłączają się od fizycznego, większość ich energii odchodzi, zostaje tylko cienka nic życia, łącząca je ze śpiącym. To, co zostaje, materialnie ciało fizyczne, jest trochę jak zombie. Nie odczuwa emocji, nie myśli, nie ma tego, co nazywamy człowieczeństwem. Posiada jedynie programy, odpowiedzialne za podtrzymywanie podstawowych funkcji życiowych, takich jak oddychanie, działanie serca i innych organów. Taki „autopilot”. Na tym „autopilocie”, także chodzimy, pływamy, mówimy językiem ojczystym lub innym, w którym myślimy, prowadzimy samochód, jeździmy na rowerze, nartach, konno. Oczywiście, jeśli tak dobrze opanowaliśmy te umiejętności, że wykonujemy je mechanicznie. „Autopilot” potrafi upilnować ciało fizyczne przed bytami fizycznymi, gdy się do niego zbliżą lub zaczną coś z nim robić. Alarmuje on wtedy ciała wyższe, aby wróciły. Nazywamy to czujnością. Powrót ciał wyższych do ciała materialnego skutkuje zwykle jego przebudzeniem. Jednak „autopilot” nie potrafi obronić ciała przed atakiem bytów z innych wymiarów, bo nie oddziałuje na tych płaszczyznach. Byty te mogą przerwać nić życia łącząca ciało materialne z ciałami wyższymi, a wtedy ciało umrze. Podobnie jest wtedy, gdy ktoś świadomie „wychodzi z ciała”, aby odbywać podróże szamańskie. Ci, którzy to robią, na ogół zakładają mocne bariery ochronne. Dlatego, paradoksalnie, „wychodzenie z ciała” jest bezpieczniejsze niż zwyczajne spanie, jeśli ktoś umie to robić prawidłowo. Im więcej zbłąkanych duchów gdzieś przebywa, tym spanie tam jest mniej bezpieczne. Takimi miejscami są np. szpitale. Zwłaszcza dla osłabionych chorobą.

Ciała astralne, mają bardzo ograniczoną zdolność do oddziaływania na materię, wymaga to od nich wiele wysiłku i energii, której nie posiadają zbyt wiele do działania w świecie materialnym. Nie mogą też na planie fizycznym czynić zła, natomiast na poziomie astralnym już mogą. Dlatego dobre duchy starają się chronić swoich bliskich, a nawet zupełnie obcych ludzi. Ochraniają ich w astralu przed duchami złymi albo po prostu niekontrolującymi swojej energii. Dobre duchy przebywają m.in. w szpitalach pilnując chorych. Czasem przysyłają silniejsze od siebie duchy znajomych, aby przeciwstawić się zagrożeniu. Znajomych, nie tylko ze swojego życia, po śmierci też zawiera się znajomości. Dobre duchy często oddają swoją energię ciałom astralnym żywych, (bo właściwie tylko z nimi mogą wchodzić w bezpośredni kontakt), ponieważ mają jej w nadmiarze, czerpiąc bezpośrednio ze źródła świetlistej energii, jednak mogą ją wykorzystywać tylko do działania na płaszczyźnie astralnej.

Siła ducha zależy od siły jego osobowości, jaką miał za życia. Jednak najważniejszą jest chwila śmierci. Dlatego bardzo silne są duchy samobójców, bo samobójstwo wymaga ogromnej odwagi lub desperacji. Bohaterska śmierć też jest pewnym rodzajem samobójstwa, bardzo szlachetnego, czyni z człowieka silnego i dobrego ducha. Niestety, ludzie, którzy zmarli w wielkich cierpieniach, np. byli torturowani, często stają się wściekłymi na cały świat, złymi duchami. Generalnie, dobrzy ludzie stają się dobrymi duchami, źli złymi. Takie dobre duchy potrafią nawet obcych ludzi nakrywać kołderką, żeby nie zmarzli, kiedy się odkryją w nocy. Przede wszystkim, alarmują żywych, gdy dzieje się coś złego – „Coś kazało mi spojrzeć w górę i zobaczyłem, że dach się pali.” oraz przeganiają od nich złe duchy.

Przypisy:

1 Stąd mamy postacie materii: plazmę, lotną, ciekłą, stałą i bezpostaciową (sadza – węgiel bezpostaciowy).

***

Organizacją społeczną Słowian, w czasie pokoju, była demokracja wiecowa. W czasie wojny lub innych wydarzeń wymagających szybkiego reagowania, i związaną z tym niemożnością uprzedniego przedyskutowania każdej decyzji, przechodzono na tryb zarządzania zwany demokracją wojenną.

Podstawową komórką społeczeństwa była rodzina zamieszkującą razem w jednej chałupie. Składała się przynajmniej z pary, małżeństwa oraz ich dzieci. Bywała też bardziej rozbudowana, np. para rodziców lub mąż i jego żony, ich dzieci, które jeszcze nie pozakładały własnych rodzin oraz najstarszy syn z żoną, bądź żonami i dziećmi. Mogli tam jeszcze być dziadek z babcią albo babciami, a także inne osoby wymagające opieki z racji wieku lub kalectwa, wdowy, sieroty. Większość młodych, gdy zakładała rodzinę budowała sobie własną chałupę, w czym pomagało im cale sioło. Z rodzicami, zostawał najstarszy syn albo najmłodsze dziecko. Stare panny, starzy kawalerowie, osoby, którym kalectwo fizyczne bądź umysłowe nie pozwalało na samodzielne życie także pozostawali w rodzicielskim domu. Osierocone dzieci, bezdzietne wdowy, starsi niedołężni ludzie, jeśli mieszkali sami, przeprowadzali się do najbliższych krewnych. Starsi do własnych dzieci, jeśli je mieli, albo któryś wnuk przeprowadzał się do nich.

Obowiązywała bezwzględna zasada pomocy każdemu, kto jej potrzebował. Jeżeli człowiek potrzebujący pomocy nie posiadał bliskich krewnych, zobowiązanych do pomocy, to w siole wyznaczano rodzinę, która ten obowiązek przejmowała. Dlatego starożytni kronikarze z Zachodu zauważają, że wśród Słowian nie ma żebractwa, ani bezdomności, tym bardziej kradzieży. Wśród Słowian nie znano kufrów zamykanych na klucz. Były niepotrzebne. Domy były otwarte i każdy mógł tam wejść, oczywiście szanując domostwo. Słowianie wręcz dziwili się takim zamknięciom, co również zauważają kronikarze zachodni.

Gospodarstwem zarządzał mężczyzna, domem kobieta. Mogli się siebie radzić, jeśli chcieli, jeśli nie, to nie wtrącali się sobie do decyzji. Relacje pomiędzy ojcem a tym synem, czy zięciem, który będzie jego następcą, bywały różne. Na ogół, gdy syn był już gotowy, aby zostać gospodarzem, ojciec przekazywał mu zarząd, a sam tylko doradzał i pomagał. Jeśli nie, to syn pomagał ojcu, a zarząd gospodarstwem przejmował dopiero po jego śmierci. Domem kierowała najlepiej się do tego nadająca kobieta. Zazwyczaj była to matka męża albo najstarsza z żon. Gdy się zestarzała, przekazywała stery młodszej, którą wcześniej sama do tego przyuczyła. Synowe chętnie uczyły się od teściowych (właściwie to świekr1), ponieważ wiedziały, że im więcej się nauczą, tym lepszymi będą w przyszłości gospodyniami. Gospodarz rozdzielał zajęcia dla mężczyzn, pod względem ich umiejętności i możliwości, a gospodyni tak samo dla kobiet.

Najczęściej kilkanaście, czasem mniej, czasem więcej chałup, stanowiło sioło2. Mieszkańcy sioła byli zazwyczaj ze sobą spokrewnieni3 lub spowinowaceni4. Wszystkie decyzje dotyczące całego sioła, mieszkańcy podejmowali na wiecu, na który mógł przyjść każdy dorosły członek osady. Zgromadzenie wybierało sołtysa, który był wykonawcą woli wiecu, oraz doradzającą mu radę starszych. W radzie starszych zasiadali zarówno mężczyźni, jak i kobiety, mogli być też ludzie młodzi, ale częściej byli to ludzie starsi, doświadczeni. Kilka lub kilkanaście nawet siół stanowiło ród. Ród decyzje podejmował również na odpowiednim wiecu, w którego obradach mógł uczestniczyć każdy dorosły członek rodu. Wybierano głowę rodu, osoba ta była wykonawcą woli wiecu, nadzorowała, rozdzielała zadania, tak, aby postanowienia zgromadzenia zostały zrealizowane, oraz doradzającą jej radę starszych, starszyznę rodową. Głową rodu mógł zostać tak samo mężczyzna, jak i kobieta. Gdy sprawa dotyczyła jeszcze większego obszaru i jeszcze większej liczby ludzi, mniejszy wiec wybierał swojego reprezentanta, na większy wiec, przekazywał on, jakie decyzje zostały podjęte przez jego ród czy sioło. Jeśli sprawa była jeszcze szersza, to ten wiec, po uchwaleniu postanowień, wybierał i posyłał swojego reprezentanta, na obrady zgromadzenia obejmującego jeszcze większe terytorium. W ten sposób mogły się dogadywać i współpracować wielkie masy ludzi, zajmujące olbrzymie obszary. Każdy wiec, czyli władza ustawodawcza, wybierał swojego wodza, władzę wykonawczą, oraz radę starszych, organ doradczy, rekrutujący się na ogół z ludzi, którzy już kiedyś pełnili funkcje przywódcze. Sądy w sprawach oczywistych, jeśli dotyczyły sioła, sprawował sołtys, jeśli rodu, głowa rodu, itd. W sytuacjach niejednoznacznych, sądy sprawowała rada. Gdy sprawa dotyczyła sioła, rada starszych sioła, gdy rodu, starszyzna rodowa, itd. Kary śmierci były bardzo rzadkie, generalnie najwyższą karą było wygnanie lub chłosta.

Każdy gród miał swojego starostę, a każdy gród warowny, oprócz niego, jeszcze kasztelana. Kasztelan pełnił funkcje militarną i niejako policyjną. Był dowódcą garnizonu wojskowego. Natomiast starosta zajmował się sprawami administracyjnymi, gospodarczymi, np. naprawą murów. Był jakby sołtysem grodu. Dobrze ufortyfikowane i obsadzone załogami wojska warownie, stawiano zwłaszcza przy granicach i szlakach handlowych. Po za tym Słowianie często swoje osady obwarowywali wałami, konstrukcjami ziemno-drewnianymi, zza których, w razie ataku można się było bronić. Większość słowiańskich osad, grodów pełniła wiele funkcji: handlowe, kultowe, oraz w czasie napaści, obronne.

W świętym miejscu, miejscu mocy zakładano gród. Ponieważ w święta gromadzili się tam wierni, to osoby chcące wymienić jakieś towary, przywoziły je tam, w tym czasie. Jeśli osada była obwarowana, to w przypadku zagrożenia szukano tam schronienia. Niektóre grody były tak przygotowane, że mogły pomieścić wielokrotnie większą liczbę ludzi, niż przebywała tam na stałe. Z kolei, zdarzały się osady handlowe, które nabierały takiej rangi, iż, podobnie jak w świętych miejscach, nie wolno w nich było przelewać krwi. W tych miejscach wymieniano i wykupywano jeńców, godzono zwaśnione rody i plemiona, zawierano traktaty pokojowe po klanowych i plemiennych wojnach. Tu, ci, co z najdzikszą rozkoszą pozabijaliby się nawzajem, musieli broń trzymać schowaną, gdyż wierzono, że przelanie krwi ściągnęłoby karę bogów na winowajcę. Co zadziwiające, niektóre z takich miejsc cieszyły się taką estymą, iż przestrzegali tego nawet jeszcze w średniowieczu, do tego chrześcijanie i to niebędący Słowianami. Najbardziej znanym takim świętym grodem handlowym był Rorik.

Na czas wojny wybierano wodzów. Najwyższy rangą dowódca nazywany był kaganem, czyli oświeconym. Tą funkcję przydzielano wybitnym strategom, którzy nie raz, piastując niższe stanowiska, pokazali już swój geniusz przywódczy. Kagan miał do pomocy kaganboka. Zajmował się on zwykle sprawami wiary, był właściwie kapłanem, ale i zastępcą kagana pod jego nieobecność. Niższych rangą dowódców nazywano wojewodami, (ponieważ wiedli oddziały wojów do boju). Wodzowie w czasie wojny zyskiwali szczególne uprawnienia. Mogli samodzielnie, bez wiecu podejmować decyzje. Mogli je podejmować nawet jednoosobowo, bez swoich doradców, których zawsze im dodawano. Jednak po zakończeniu działań wojennych musieli się oni ze wszystkich swoich decyzji, wytłumaczyć przed wiecem. Jeśli ten uznał, że nadużyli swojej władzy, byli za to karani. Gdy wojna kończyła się, wybrani wodzowie stawali się normalnymi ludźmi i wracali do swych domów oraz dawnych zajęć. Nikt nie mógł zostać wodzem na zawsze, a tym bardziej czerpać z tej funkcji jakieś przyszłe zyski. Przysługiwała mu jedynie sława za odniesione dzięki niemu zwycięstwa. Sława i chwała zaś dla Słowian była najważniejsza. Sławę i chwałę nie przynosił jeno bój z wrogiem, ale i trud oraz praca codzienna.

Przypisy:

1 Rodzice męża w staropolszczyźnie nazywani byli świekrą i świekrem. Natomiast żony cieścią i cieściem, później przekształciło się to w teściową i teścia.

2 Miano sioło pochodzi od słowa koło, albowiem wieś słowiańska była zwykle rozmieszczona na planie koła, zupełnie podobnie jak grody słowiańskie. W rdzeniach miana sołtys jest również rdzeń „sioło” oraz „tyrs”. Są one specjalnie skrócone do prostszej formy „soł oraz „tys”. Rdzeń „soł – sioło” oznacza wieś o kształcie koła, zaś rdzeń „tyrs – tys” jest starosłowiańskim określeniem wodza lub zarządcy.

3 Krewni to ludzie, którzy maja wspólnego przodka, lub jeden z nich jest przodkiem dla drugiego.

4 Powinowaci to ludzie, którzy mają wspólnego krewnego, krewnych, ale nie są krewnymi dla siebie. Istnieje też, zarówno w polskim obyczaju, jak i prawie, powinowactwo przez małżeństwo, np. szwagierki, szwagrowie, teściowie z zięciem czy synową są spowinowaceni przez małżeństwo.

17 uwag do wpisu “37 Dragomira Płońska i Adam Smoliński. Odezwa w sprawie przygotowania podręcznika dziejów Pra-Słowian i Pra-Słowiańszczyzny, Słowian i Słowiańszczyzny, jako jednoczesne wezwanie, zaproszenie i kolejny bodziec do współdziałania i współtworzenia

  1. Jestem w całości za i przede wszystkim za NASZĄ MOWĄ OJ CZYSTĄ- chociaż- ciągle stukam jednym palcem,nie przepadnę w takiej walce,kiedy JĘZYK wprawną mową współpracować będzie z głową.Pozdrawiam wszystkich,mam dużo do przemyślenia po lekturze-coś mi świta.

    Polubienie

  2. Wiem, że to dla wielu wolnych umysłów straszne i straszliwie niezrozumiałe, ale lepiej zapoznać się z tymi danymi, jak i z komentarzami napisanymi tam, zwłaszcza te od Goga, który twierdzi, podobnie do mnie, że BYŁY DWIE FALE OSIEDLEŃCZE ZE „STEPU” (wg mnie z laso-stepu!).

    Pierwsza „Karelczycy” z ich starym R1a (tym, czy tamtym), a potem druga, czyli już potomkowie ich ale zmieszani z „armeńskimi kobietami”, którzy przynieśli ze sobą hodowlę np. koni, i uprawę ziemi!!!

    Zmieszali się na stepie nadczarnomorskim, rozmnożyli, bo mieli „nadwyżkę żywności”, bo nie musieli TYLKO POLOWAĆ… i „zalali” ziemie swoich „karelskich” Przodków… To wyjaśnia też BRAK PODKŁADU JĘZYKOWEGO W JĘZYKU SŁOWIAŃSKIM I ZAPOŻYCZENIA OD PRA-SŁOWIAŃSKIE (GiL+GaL / Ko”L”+Ko) W J. KARTWELSKICH I SEMICKICH!!!

    „Karelczycy” wędrowali przez pustkę, pozostali w pustce, a potem tylko zalała ich ludność pochodna od R1a M417, ale nie R1b, bo ci „wyszli” ze stepu „tzw. droga południową R1b”, przez Skałkaz, Anatolię, Egipt, itd. Kamerun jest chyba znacznie starszy, więc byłaby to wcześniejsza fala R1b, patrz także Villbruna!!!

    http://www.eupedia.com/forum/archive/index.php/t-32990.html

    New map of Yamna admixture (Eurogenes Steppe K10)

    Maciamo 18-10-16, 15:58
    I finally found some time to make the map of Yamna admixture using the data from Eurogenes Steppe K10. There was no data for some countries, so I had to guess based on neighbouring countries or isolated samples reported on forums. That is the case for Portugal, Ireland, Wales, the Netherlands, Switzerland, Austria, Slovenia, Slovakia and Azerbaijan.

    I would especially need regional samples from all over Iberia. There are huge variations from nearly 0% of Yamna among some Basques to 16% in some Spaniards (but their region of origin is unknown). The Eurogenes data just shows a lower percentage in northern Spain, but that is not very helpful as Galicia, Cantabria and Catalonia probably have very different levels.

    Regional data from Britain, France and Germany are also welcome.

    Even though Yamna chieftains from kurgan belonged almost exclusively to R1b, among modern Europeans it is the Uralic, Baltic, Slavic, Germanic and North Caucasian people who inherited the highest share of Yamna ancestry, not Western Europeans, who now have the highest percentage of haplogroup R1b. One of the reasons for this is that R1b arrived in Western Europe after over a thousand years of genetic dilution through intermarriages with Balkanic and Central European people. In contrast, in the eastern half of Europe, R1b lost its position of dominance and was replaced by R1a and N1c lineages, starting from the Catacomb culture in the Pontic-Caspian Steppe, and continuing until the Middle Ages. Nevertheless Yamna ancestry was passed maternally in the Steppe and in neighbouring populations, which explains the high Yamna admixture from the Baltic to the North Caucasus.

    Maciamo19-10-16, 08:55
    I disagree, imo it makes more sense that Basques got their ~80+ of R1b from 25% of their ancestry than just 0-5% of it. So much founder effect is just ridiculous. Not even in India is the aDNA of the R1a bearers so low.

    No it doesn’t make sense because the Basque R1b-M153 is only 2800 years old and has a TMRCA of 2500 years. Most Basques belong to the subclade just under that, with a TMRCA of 2100 years. This means that the Basque R1b is a very recent phenomenon starting in Roman times. But who knows, R1b might have continued to expand little by little each generations among the Basques for over 1000 years before reaching today’s frequencies. I now believe that the Basque only got their R1b very gradually over the last 2500 years and that it has nothing to do with Bronze Age PIE invasions. That has the benefit to explain why they kept speaking Basque. I don’t know why R1b increased gradually. Maybe increased fertility compared to the native male lineages (I2-M26 + G2a ?), or a noble lineage of some sort. It was probably a combination of factors. Anywau, if R1b entered the Basque gene pool from, say, neighbouring Aquitaine or Castille c. 500 BCE or even 100 BCE, it could have been autosomally low in Yamna ancestry (say 15-20%). After diluting it slowly over 1000 to 2000 more years with relatively pure Basque women, there would be very little Yamna left, surely under 5%. If Haak et al. are right and the Basque have 27% of Yamna, then it becomes much harder to explain with such a young TMRCA for their R1b, especially that Haak found 5% less Yamna among other Spaniards (22%). Spanish branches of DF27 are between 3500 and 4400 years old, so Late Bronze Age, and match the arrival of foreign Bronze Age cultures like El Argar. So there is no doubt that R1b was in many parts of Spain long before it spread among the Basques.

    It’s good that you mention India. Indian Brahmins have at most 15-20% of Steppe DNA. In fact, since they descend from Sintashta rather than Yamna, their Steppe DNA should be higher in EHG than CHG. Using Dodecad K12, they have about 18% of East European + West European + Mediterranean, but the latter also includes non-IE Neolithic ancestry. Using K12b, they have only 5% of Atlantic_Med + North European, but that doesn’t include the Gedrosian that came with the IE. So depending on the calculator, we get somewhere between 7 and 18% of Steppe admixture. Unfortunately neither the Haak paper nor the Steppe K10 data have any Indian sample. But the Indo-Aryans invaded India from 1800 BCE, almost exactly at the same time as IE invaded Iberia with El Argar. And we get a similar percentage of Steppe admixture (10-20%) both in Spaniards and upper-caste Indians. But it took another 1500 years before R1b-M153 started spreading among the Basques, so a considerably lower Steppe admixture is to be expected.

    MarkoZ 19-10-16, 10:42
    People with Baltic Hunter Gatherer genomes said they’re WHG. Before that I thought they’d be EHG admixed as well. The error lies in assuming that the Baltic populations are the result of a simple coalescence of Neolithic Corded Ware and Mesolithic elements. We already know that North-Eastern Europe received substantial input from further east by way of Russia, since N1c is the dominant paternal marker in all North-Eastern populations barring Belarusians. The preponderance of this marker transcends linguistic and national affiliation.

    Olympus Mons
    19-10-16, 11:53
    Finally! 🙂 I’ve been saying this since Haak et al came out, but so far no one has seen that possibility. I said then that maybe the title of the paper „Massive Migration from the steppe”, was incorrect.

    If there was a large reservoir of SHG (which was an admixture, supposedly, of WHG and the EHG) in the north, or maybe other groups we haven’t yet sampled, or EHG further west elsewhere, wouldn’t that inflate the „Yamnaya” percentages beyond what actual Yamnaya people brought who moved there?

    YES. What I don’t get it is why every time I raise those options I get immediately eviscerated by ten guys (especially at eurogenes!).

    Maybe you Angela can enlighten me a little bit.

    If Karelia was EHG (and already R1a). If there is SHG which is a mix of EHG and WHG, if apparently there is even EHG and SHG in the Balkans 7000bc… why in hell people insistently talk about a bunch of guys that show up near the freaking urals, as a uber event in Europes ancestry?

    Also how do we know that CWC = massive Yamnya migration (sort of) if the region where they thrived might have been loaded up with EHG and even guys that were R1a?

    Tomenable 19-10-16, 14:04
    so how do we know that CWC = massive Yamnya migration (sort of) if the region where they thrived might have been loaded up with EHG and even guys that were R1a?

    Kunda and Narva cultures = no any R1a and no any EHG, 100% WHG and their Y-DNA was haplogroup I. Today areas formerly occupied by Kunda and Narva cultures are dominated by R1a and N1c haplogroups.

    UWAGA!!! Nowe dane z 2017r PRZECZĄ TEMU, patrz:
    https://skrbh.wordpress.com/2017/03/21/34-polnocna-droga-r1a-czyli-min-koniec-bredni-o-tzw-starozytnosci-jezyka-litewskiego-pochodzeniu-tzw-scytow-tocharow-itd/

    Goga 19-10-16, 18:48
    But the map I made was only for the ‚Steppe’ component, Then you should rename it into the ‚map of Steppe admixture’. Since it doesn’t correspondent well with the ‚Yamnaya admixture’. At this moment your map is MISLEADING and full of contradictions. Like now according to your map there is more Yamnaya admixture in Finno-Ugric/Saami people than European Indo-Europeans. Like you said Yamnaya Admixture is more than Steppe Admixture.

    Steppe admixture in NorthEastern Europe existed even before the arrival of late second stage Yamnaya PIE. So, a lot Steppe ancestry in NorthEastern Europe has nothing to do with second stage Proto-Indo-European speakers from Yamnaya.

    Yamnaya = Steppe + NorthWest Asia.

    So, you should rename your map into ‚map of Steppe admixture’ or change your percentages about the Yamnaya ancestry.

    Goga19-10-16, 19:04
    I knew N1c couldn’t be a Baltic hunter gatherer. N1c, Siberian admixture, and Uralic languages in Northeast Europe all probably have the same post-CWC source. Then again its arrival might be different for different regions.I started to think that to, before I realized that this map is WRONG on many levels. After seeing his map I started to believe that Saami have more Corded Ware admixture than Norwegians, lol. But I was mislead by a wrong map. It was stupid of me, not to make additional examination of data.

    So, hold on a minute. The map of Maciamo doesn’t hold any ground and is at least misleading. I don’t think Maciamo tried to mislead us on purpose. He is still making mistakes by using sources from people with hidden twisted agenda.

    His map is not about Yamnaya but the Steppes. And there IS a correlation between the Steppes admixture AND Y-DNA hg. like N1c1 & Q.

    Goga19-10-16, 19:14
    Absolutely crazy, no way to deal with it, if I have understood well Gedrosia was the actual Chalco_Iran component… but it is near to absent in the steppe.

    Very simple. Modern European Steppe folks (like Russians) have NOTHING to do with the ancient Iranic Central Asian Steppe folks. Only the ancient Indo-Iranized Steppes folks were full of Gedrosia. While modern Eastern Europeans don’t have that admixture, sicne Eastern Europeans have nothing in common with the ancient Indo-Iranized Steppes folks. The only common thing between ancient Indo-Iranized tribes and modern day Eastern Europeans is the Steppes admixture.

    Those ancient Indo-Iranized Steppes folks are now Turkified and speak Turkic language as their native language and do consider themselves as Turks/Tatars.

    With other words. Eastern Europeans (Balto-Slavs) are NOT directly related to Indo-Iranized cultures in the Steppes. And those ancient Indo-Iranized folks of the Steppes are now native Turkic/Tatar people of Kazakhstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kyrgyzstan.

    Those Shintashta/Androno Steppes folks who were once Indo-IRANIZED by people (Aryans) from the Iranian Plateau were later Turkified and those Indo-Iranized Steppe cultures became Tatars/Turks.

    Kristiina20-10-16, 14:53
    Proto-Uralic is dated ~ 2000 BCE Jaakko Häkkinen who has given the most recent dating for different protolanguage levels based on linguistic criteria does not propose that Proto-Uralic is dated 2000 BCE.

    In his model pre-Proto-Uralic and Proto-Uralic is dated between 3500 and 2800. The late Proto-Uralic is dated 2300 BC. However, the early history is quite blurred and the time margins are wide, but, by 2000 BC, Proto-Uralic had probably already disintegrated.

    Polubienie

    • http://bmcbiol.biomedcentral.com/articles/10.1186/1741-7007-8-15

      Evidence that a West-East admixed population lived in the Tarim Basin as early as the early Bronze Age

      Chunxiang Li, Hongjie Li, Yinqiu Cui, Chengzhi Xie, Dawei Cai, Wenying Li, Victor H Mair, Zhi Xu, Quanchao Zhang, Idelisi Abuduresule, Li Jin, Hong Zhu and Hui ZhouEmail author

      BMC Biology20108:15
      DOI: 10.1186/1741-7007-8-15
      © Li et al; licensee BioMed Central Ltd. 2010

      Received: 21 September 2009
      Accepted: 17 February 2010
      Published: 17 February 2010

      Abstract

      Background
      The Tarim Basin, located on the ancient Silk Road, played a very important role in the history of human migration and cultural communications between the West and the East. However, both the exact period at which the relevant events occurred and the origins of the people in the area remain very obscure. In this paper, we present data from the analyses of both Y chromosomal and mitochondrial DNA (mtDNA) derived from human remains excavated from the Xiaohe cemetery, the oldest archeological site with human remains discovered in the Tarim Basin thus far.

      Results
      Mitochondrial DNA analysis showed that the Xiaohe people carried both the East Eurasian haplogroup (C) and the West Eurasian haplogroups (H and K), whereas Y chromosomal DNA analysis revealed only the West Eurasian haplogroup R1a1a in the male individuals.

      Conclusion
      Our results demonstrated that the Xiaohe people were an admixture from populations originating from both the West and the East, implying that the Tarim Basin had been occupied by an admixed population since the early Bronze Age. To our knowledge, this is the earliest genetic evidence of an admixed population settled in the Tarim Basin. (…)

      Table 3 Analysis strategy of the samples.

      Sample

      MtDNA-HVRI

      MtDNA

      Y chromosome

      Sexing

      Independent

      No.

      haplotype

      haplogroup

      haplogroup

      Morphological

      Molecular

      repetition

      100

      298-327

      C4

      Female

      Female

      102

      298-327

      C4

      Female

      106

      298-327

      C4

      R1a1a

      Male

      Male

      107

      223-298-309-327

      C4

      Female

      109

      298-327

      C4

      Female

      110

      298-327

      C4

      Female

      111

      223-298-309-327

      C4

      R1a1a

      Male

      Male

      115

      298-327

      C4

      R1a1a

      Male

      Male

      117

      223-304

      M*

      Female

      Female

      119

      93-134-224-311-390

      K

      Female

      Female

      120

      189-192-311

      R*

      R1a1a

      Male

      Male

      121

      183-189-192-311

      R*

      R1a1a

      Male

      Male

      127

      223-298-309-327

      C4

      Female

      Female

      128

      260

      H

      Female

      Female

      131

      189-192-311-390

      R*

      Female

      Female

      132

      298-327

      C4

      Female

      Female

      135

      223-298-309-327

      C4

      Female

      Female

      136

      298-327

      C4

      R1a1a

      Male

      Male

      138

      298-327

      C4

      Female

      139

      298-327

      C4

      R1a1a

      Male

      Male

       

      Polubienie

  3. Dragomira napiszę książkę przystępną dla zwykłych ludzi, choć dla mnie po Księdze popiołów Mars kiego nic nie było już takie same, prawdziwe pierdolnięcie,bo Polska jest naszym hajem, naszym skrętem i to jest piękne. Skrybo to czujesz się na siłach, by dorównać Leldragowi? Czy książka pt Genetyka w Polsce, to tylko twa bajka?

    Polubienie

    • (…) Dragomira napiszę książkę przystępną dla zwykłych ludzi, choć dla mnie po Księdze popiołów Mars kiego nic nie było już takie same, prawdziwe pierdolnięcie,bo Polska jest naszym hajem, naszym skrętem i to jest piękne.(…)

      Pełna zgoda, z tym, że dla mnie ważna jest Słowiańszczyzna, Lechia, a Po+Lechia… sam wiesz…

      (…)Skrybo to czujesz się na siłach, by dorównać Leldragowi? (…)

      Z całym szacunkiem wybacz, ale to wg mnie trochę głupie pytanie. Można by było dzielić to na drobne i pieprzyć to, czy tamto bez sensu. Wg Mię, tu nie chodzi o dorównywanie itp, bo myślę, że widać po tym, co i jak piszę, że posługujemy się innym językiem, sposobem dowodzenia, itp. Marski / Vran napisał bolesną prawdę. Ja tylko to dokumentuję po swojemu.

      (…) Czy książka pt Genetyka w Polsce, to tylko twa bajka? (…)

      Jaka książka? Chodzi Ci o to, co ja przygotowuję?

      To co ja przygotowuję, to raczej językoznawstwo, a nie genetyka, choć jest jakoś powiązane. Pamiętaj, że geny to nie język. Ja genetykę traktuję tylko jako dodatek do danych językowych. To, co przygotowuję będzie traktowało o języku i tym, co jest z tym związane, jak np. allo-allo nazistowskie krętactwa, odtfoszenia, itp. Nie trzeba grzebać się w DNA, żeby usłyszeć prastare dźwięki Języka Naszych Pra-Słowiańskich Przodków…

      Ja stawiam na Język, Tradycję, Kulturę, itp i to porównuję. Całkowicie olewam tzw. kroniki, historię, itp.

      Polubienie

      • Ja teraz też, tak jak Skryba, uważam się już za Słowiankę, a nie Polkę. Moja obecna tożsamość to Słowianka z polskim obywatelstwem.

        Polubienie

    • Tak, moim celem jest napisanie książki w prosty, przystępny sposób. Celem, zarówno zeszytów z serii Co każdy Słowianin wiedzieć powinien, jak i książki o historii Słowian, jest szerzenie w polskim społeczeństwie wiedzy na temat własnej grupy etnicznej.
      Tematyka zeszytów, będzie dotyczyła wszystkiego, co dotyczy Słowian, nie tylko historii. Z Zeszytu I, człowiek na poziomie wiedzy o genetyce Skryby, Anny, czy Roberta, nie dowie się o genetyce nic nowego. Ale nowicjusz w tym temacie już tak. Jeżeli osoba, pokroju Roberta, czy Skryby szuka wyłącznie informacji z zakresu genetyki i archeologii, to Zeszyt I ją rozczaruje. Znajdzie tam natomiast, wiele informacji np. na temat świąt i ich obchodów. Znajdzie tam m.in. przystępnie wyjaśnione podstawy duchowości słowiańskiej. Znajdzie tam zarys konstrukcji społeczeństwa słowiańskiego.
      Uważam, że ta wiedza jest społeczeństwu polskiemu potrzebna, dla wzrostu ogólnej świadomości o tym, kim jesteśmy, kim byliśmy. Co w efekcie spowoduje konkluzję, kim chcielibyśmy być. Quo vadis Polonia?
      Moje książki są przeznaczone dla ludzi dorosłych i starszych nastolatków. Nie znam mentalności dziecka, więc nie umiem dla nich pisać. Do zrozumienia tego, co piszę, jedyne niezbędne kwalifikacje to umiejętność czytania po polsku i zdrowy, przeciętnie rozwinięty umysł. Przynajmniej taki jest mój cel.

      Polubienie

      • Brawo Dragomiro.

        Jest tak jak napisałaś. Temat Słowian jest bardzo obszerny i właściwie nieznany.
        Pisz o tym co ci jest najbliższe.
        Gdybyś chciała zawrzeć w zeszytach wszystko, musiałabys być i alfą i omegą i całe życie temu poswięcić.
        Na twoim blogu podobała mi sie gimnastyka Słowianek i wilcze odnosniki.
        To są perełki, o których nigdzie sie nie pisze.

        Życze sukcesu

        Polubienie

        • Oj tak, tak. Miałam przekopiować ze starego bloga na nowy i do tej pory tego nie zrobiłam. Muszę to w końcu zrobić. Dobrze że mi przypominasz. Szczególnie ten temat wilków i wilkołaków trzeba będzie rozwinąć. Fascynują mnie one.

          Polubienie

  4. Pukaj sobie pukaj przygłupie Yolomir w te gwiazdki. 😀
    I tak ci to nic nie da.
    Że też RudaWeb wymyślił sobie takiego głupka, aby podkręcać swoje ego?

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.